W tym roku na pierwszy ogień poszedł Dior. Ich kolekcja Kingdom of colors sprawiła mi niespodziankę. Zwykle najbardziej podoba mi się wiosenna paleta, w tym roku jest ładna, ale to nie ona skradła moje serce.
Zrobił to limtowany kosmetyk, uroczy Dior Lip and Cheek Glow.
Dior Lip and Cheek Glow to uniwersalny róż/tint do ust i policzków.
Płynny, przeźroczysty, nielepki żel barwi na świeży, młodzieńczy róż usta i policzki. Ma ciekawy miękki aplikator podobny do tych z błyszczyka, ale okrąglejszy. Nabiera się go sporo, warto tak jak przy malowaniu paznokci, zostawić nadmiar kosmetyku z aplikatora w buteleczce.
Tint to niby nic nowego, ale tu konsystencja pozwala na staranne rozprowadzenie kosmetyku na policzku, by nie zostać z nieciekawą i trudną do starcia plamą jak bywa z płynnymi tintami.
Dior Lip and Cheek Glow barwi też ładnie usta, szkoda, że nie nawilża dodatkowo, ale też i nie wysusza, a usta mnie po nim nie swędzą jak np. po Benetincie .
Efekt na ustach jest matowy, kolor ślicznie wygląda pokryty dodatkowo przeźroczystym lub drobinkowym błyszczykiem. Usta wyglądają naturalnie, młodzieńczo, jak po mocnym pocałunku. Pokochają ten efekt osoby, które nie lubią mieć na ustach kleistej warstwęy błyszczyka lub czuć na nich szminkę.
Na policzku trzyma się dość długo i wygląda bardzo ładnie, najładniej i najtrwalej na gołej skórze, bez podkładu. Świetna rzecz dla osób o pięknej cerze, które nie lubią jej zamalowywać.
Co do koloru na każdym ma troszkę inny odcień, u mnie jest to czysty róż z odrobiną fuksji. Idealny.
Jak to z kosmetykiem wielofunkcyjnym bywa oszczędza czas i miejsce w kosmetyczce.
Zobaczcie go w akcji w mojej wersji szybkiego, porannego makijażu .
Dzięki cieniowi w kremie DiorShow fusion mono 871 Olympe różo-tintowi Dior Lip and Cheek Glow i odrobince cienia z palety Kingdom of kolors zrobiłam go błyskawicznie. Można z nim sobie poradzić bez pomocy pędzelków, rozprowadzając cienie i tint palcem. Idealny na zabiegane poranki gdy liczy się każda minuta.
Co myślicie o takich tintach?