Kiedy otwieram nową maskarę, zawsze lecę do lusterka i maluję rzęsy, z zapartym tchem, że może oto tym razem, będzie to ten jedyny tusz, że to będzie miłość.
I niestety nie często tak się zdarza, że na widok świeżo umalowanych rzęs, moją twarz ozdabia uśmiech, ale tym razem się udało.
Machnęłam nowo otwartym tuszem Revlon Bold Lacquer by grow luscious lenght& volume i to było to.
Opakowanie tuszu jest nietypowe, bo kolorowe.
Szczoteczka to nie jedna z tych ogromnych ( mam ich już trochę dość) tylko taka w sam raz, długa i wąska, o gęsto ułożonych włoskach, dobrze łapie rzęsy u nasady i robi z nich po jednym geście firaneczki:). Nie brudzi mi powiek.
Ma intensywnie czarne pigmenty, które mają dać efekt lakierowanej czerni, nie zauważyłam nic szczególnego, są po prostu mocno czarne i już. Nie obciąża rzęs formuła tuszu jest dość lekka, zawiera wydłużające cząsteczki, które mogą się osypywać, ale u mnie się trzymają.
Mam rzęsy krótkie i dość słabe, dodatkowo ukryte za szkłami minusami moich okularów ( pomniejszają wizualnie oczy) więc same rozumiecie, że dobry tusz to sprawa najwyższej wagi:)
Po lewej górne rzęsy umalowane Revlon Bold Lacquer, po prawej nie. Fot dzienne światło, focia z ręki, w trakcie makijażu.
A ten ładnie wyczesuje, wydłuża, nie skleja, nie osypuje się. Daje naturalny, elegancki efekt, bez przerysowania.
Dawno mi się tusz tak nie spodobał, ostatnio ulubiony był Bourjois 1 Seconde Volume , którego używałam całe lato.
Jesień należy do Revlonu:)
cena:51,90
Zajrzyj koniecznie
POPULARNE
Obserwatorzy
Copyrights @ Journal 2014 - Designed By Templateism - SEO Plugin by MyBloggerLab